piątek, 28 marca 2014

Rozdział 14


Hej mam odpływ weny i jakoś mi to nie idzie, ale ok. Najpierw przeczytaj, potem oceniaj.. Cały rozdział będzie z perspektywy narratora.

Gdy się uśmiechasz
Gdy się śmiejesz
Gdy o mnie myślisz
Czuję, że jestem z tobą

Zwykły poranek dla panienki Navarro. Nie była przeciętną dziewczyną, była inna. 
Budzik jak zwykle obudził ją o w pół do szóstej. Nic tylko wygrzebała się z łóżka i przeciągle ziewnęła. Zeszła po szklanych schodach na dół i zrobiła śniadanie sobie i Verdas' owi, który choć był w jej wieku, zachowywał się jak niemowlak. Kanapki zrobione, co tam jest??? A tak ubrać się i umalować. Znów ziewnęła i powlekła się do łazienki, zostawiając kartkę z napisem ,, Dla Leóna Verdas' a". Taa, kuzynek. Ubrana i umalowana zeszła na dół, gdzie siedział, także ubrany León. W pewnym momencie zaczęła śpiewać, a raczej wyć:
- León, León co z Ciebie wyrośnie? USZU NIE MYJESZ! KOLEGÓW WCIĄŻ BIJESZ! DZIURĘ MASZ W NAJNOWSZYCH SPODNIACH...
León miał minę zbitego psiaka więc poszedł po talerz z kanapkami. Najedzona Naty poszła wraz z León' em w dwie inne strony.- Ona do Starbucks' u - On do sklepu z zabawkami. 
Naty szybkim krokiem weszła do Kafejki i zamówiła Latte z podwójną pianką. ( typowa Barbie, hihi ) Wypiła i poszła do Stud!o On Beat, w którym za piętnaście minut miała zajęcia. Gdy weszła pierwsze co zobaczyła to była ciemność. Tonęła w ramionach Maxi' ego. W końcu chłopak się od niej odkleił, a ona zaczęła łapać powietrze.
- No co tam??- spytała po cichu mając nadzieje, że ma dopływ tlenu do mózgu.
- A nic tam. Widziałaś może swojego sweetaśnego kuzynka Verdasiątka? Zaraz mamy próbę  All for you, a go nadal nie ma...
- Wiesz, co, zaraz będzie tylko se kupi to co miał se kupić...
- Dobra, to jak go spotkasz, to powiedz mu, że czekami w sali Beto, ok???
- Ok, idź już bo się spóźnisz...- popchnęła go w stronę wyjścia i poszła do sali Angeles, poćwiczyć piosenkę Como queres. Nie wiedziała co ją zaraz zaskoczy.. I to wcale nie będzie miła niespodzianka...
                                                               ~~`~~
Blondynka siedziała jedząc sałatkę grecką w parku, koło supermarketu. Ze sklepu wyszedł tak zwany ,, Idiota z pół metrową grzywką".
- Usiadł koło narzeczonej i się uśmiechnął
- Piękny dziś mamy dzień, prawda???- spytał z szerokim uśmiechem. Ona go nie zauważyła.. Oderwała wzrok od prawie całej zjedzonej sałatki i odpowiedziała
- Tak kochanie, słońce świeci, słychać szum lekkiego wietrzyku i ten piękny, cienki głosik słowików... Po prostu pięknie...
- Chodźmy na spacer- powiedziała, a dziewczyna wyrzuciła pudełko po zjedzonej sałatce.
- Ok- uśmiechnęła się i w świetnym nastroju poszli się przejść...

4 komentarze:

  1. Siemka!Twojego bloga odkrylam dzisiaj i musze powiedziec ze masz talent.Skad ty bierzesz te swietne pomysly na rozdzialy,dziewczyno?!Zdobylas kolejna czytelniczke FOREVER
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział <3
    Kisski, Loffki :*

    OdpowiedzUsuń
  3. super rozdział !
    czekam na next'a <3

    OdpowiedzUsuń
  4. rozwala mnie zachowanie verdasiątka

    OdpowiedzUsuń