Kochani!
Ten rozdział piszę wraz z Violettą Verdas! To moja koleżanka, nazywa się Olimpia i chodzimy razem do klasy. Części na różowo- moje, na niebiesko- Olimpii :-)
Czy to takie trudne? Tak trudno zrozumieć? Chyba tak ... Czemu wszyscy uważali, że jest głupi? Że nie ma uczuć? Że jego serce jest głazem, wystarczająco by się do niego nie zbliżać? Co z tego, że ma uczucia? Kogo obchodzą jego myśli? Czy jest czuły i kochany? Że potrzebuje miłości, by się zmienić? Czemu wszyscy uważali go za pantoflarza Glory? Czemu uważali, że nigdy nie poczuje bliskości? Czemu wszyscy wyczekiwali na jego śmierć? By z tond odszedł? By nie musieli go, już nigdy widzieć? By podnieść prestiż studia, bez niego? Miał tyle pytań, a tak mało odpowiedzi. Leżał skulony, na łóżku. Myślał jak się zmienić. Co zrobić. Jak odzyskać szczęście. Wydawało się tak mało, a jednak znał już wszystkie odpowiedzi. A na te wszystkie pytania odpowiedź była jedna. Odpowiedzią to było imię, na które od razu przechodziły go dreszcze emocji. Ta, tajemnicza piękność, z którą były związane i te dobre, i te złe sny. Imię to było tak piękne i tak śpiewne, jak imię księżniczki z bajki. Natalia.
A teraz zmieniamy kierunek jazdy i zawracamy. Wracamy do Hiszpanii, gdzie zaczęła się cała historia, ale... nie stop! To nie będzie o Naxi, więc przewijamy do przodu. Albo do tyłu :-) Gdzie to najpierw cierpiała Naty, a teraz kto inny. Kto miał się pojawić gdzie indziej. Miał się pojawić w Buenos Aires. Gdzie zaczęła się jej historia. Jej narodziny, psychiatra jej ojca i śmierć matki. Eeee. Nie po kolei. Więc od początku. Piękna zgrabna piosenkarka chodziła po ulicach Hiszpanii, próbując uniknąć paparazzi. Tam spotkała uroczego Hiszpana - Germana. I dalej jak z górki. Zakochali się w sobie, wzięli ślub, wrócili do Buenos Aires, zrobili swoje i urodziła im się śliczna córeczka. Jednak natarczywy ojciec Marii, kazał jej jechać w trasę, gdy chciała zakończyć karierę. A kto by nie posłuchał swojego tatusia? Ucałowała w czółko śliczną pięciolatkę, obiecując, że wróci za dwa tygodnie. Jednak nocy, której leciała, stała się wielka tragedia. Pilot leciał, nie zwracając uwagi na mgłę. Stracił panowanie nad samolotem i... Time to say goodbye Angie, Vilu and German. jej tata dostał szału, zaczął wywozić ją tu i tam. No i jeszcze za szczęśliwą namową Ramallo, German jeździł wraz z prywatnym psychiatrykiem.
-Ostatni raz ratuję wam tyłki!- krzyknęła, jednak dalej w skupieniu trzymała kierownicę samochodu.
- Nam? Ale to jego wina!- krzyknął Diego wskazując na Leóna, siedzącego na prawym siedzeniu. Obydwaj siedzieli z tyłu.
- MOJA? To twoja wina!- krzyknął León.
- Wy naprawdę nie macie co robić, prawda?- spytała prowadząca auto Naty.
- Ale Naty, zrozum to jego wina!- pisnął León.
Nie słuchała ich. Skręciła ostro i stanęli.
- Nie kłóćcie się tylko otwórzcie!- chłopaki na komendę wyszli i otworzyli z pilota najpierw furtkę, a potem garaż. To będzie baaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaardzoooooo długia dzień :-)
Świetny<<333333
OdpowiedzUsuńCzekam na next
Boski.
OdpowiedzUsuńNiesamowity.
Cudowny
Czemu taki krótki? Dlaczego?
Obie macie niesamowity talent!
Uwielbiam!
Czekam na następne cudo.
Pozdrawiam cukierkami naćpana xd MarutaMikoshi
tak popieram :)
UsuńZostałaś zgłoszona do LBA
OdpowiedzUsuńSuper
OdpowiedzUsuńSuuuper <333
OdpowiedzUsuńDziś znalazłam tego bloga i po prostu świetny ;)
Nie no dobra żartuje nie znalazłam go dziś.
Przepraszam że nie komentowałam od dziś będę obiecuje.
Mam nadzieje że mi wybaczysz że nie kometowałm nigdy a znałam tego bloga już jakiś czas...
Ale blog na serio super ;)